poniedziałek, 24 października 2011

PRZYSZŁOŚĆ BEZ WĘGLA?

Elektryczne auta są w Polsce pozornie ekologiczne. Przecież prawie cały prąd wytwarzamy ze spalania węgla. Dobra hybryda, jak Prius, to co innego.


W Polsce większość energii elektrycznej powstaje ze spalania węgla. A zatem przy ogromnej emisji CO2 do atmosfery. I gdzie ta ekologia? Jestem skłonny przyznać, że napęd hybrydowy ma już większy sens, bo samochód z takim rozwiązaniem sam wytwarza swoją energię elektryczną i dopóki sam wytwarza swoją energię elektryczną i dopóki ma paliwo w baku, nie spowoduje drogowego kataklizmu, wyzbywając się ostatniej watogodziny energii. Oczyma wyobraźni widzę autostradę A4, do cna zablokowaną przez hordy elektrycznych toczydełek, w których w trudnych warunkach atmosferycznych zabrakło prądu. Nie można pójść na pobliską stację benzynową z kanistrem i przynieść odrobiny prądu. Jedyne rozwiązanie? Dyżurujące przy autostradach, najlepiej przy bramkach gdzie płacimy absurdalne kwoty za przejazd, śmigłowce szturmowe gotowe oczyścić zastawione elektro śmieciami jezdnie swoją ogromną siłą rażenia.





Tak, oszczędzanie, ekologia, wegetarianizm i temu podobne idee kojarzą mi się zawsze z cierpieniem, z wyrzeczeniami, które mają prowadzić do czegoś w rodzaju zbawienia. Ale życie jest za krótkie, by pod pretekstem zbawiania siata jeździć obrzydliwym w prowadzeniu samochodem. Chyba ktoś w Toyocie myśli tak jak ja, bo przy projektowaniu trzeciej generacji Priusa zatrudniono w dziale badawczo-rozwojowym inżynierów, którzy naprawdę lubią samochody. Z przodu nowa hybryda wygląda bardzo drapieżnie, wnętrze zaś... Ech, plastiki znane z Lexusów i Avensisa, genialnie zaprojektowane wyświetlacze (druga warstwa znaków, wyświetlana po naciśnięciu przycisków na kierownicy, to czysty geniusz), znacznie poprawiona haptyka, wszystko jest w dotyku takie... drogie. Tak, drogie! Nigdzie ani śladu tandety, nieodłącznie kojarzącej się z ekonomiczną eksploatacją. Ale to nie koniec zaskoczeń, które przeżyłem na ulicach Nikiszowca, wśród domów o charakterystycznych czerwonych parapetach.


Oto zaskoczenie największe: tym samochodem można jeździć bez okresu przyzwyczajenia się, bez adaptacji, bez intelektualnej gimnastyki, która jest potrzebna, by sobie wmówić, że gorzkie lekarstwo trzeba pić, bo nas wyleczy. Zawieszenie pracuje w zakrętach bardzo przyzwoicie, układ kierowniczy ma znacznie mniej wspólnego z kierownicą z gry komputerowej niż w poprzednim Priusie. Nawet funkcja odzyskiwania energii przy hamowaniu działa płynniej i mniej irytuje. Jak każda hybryda Toyoty i Lexusa, Prius rusza z miejsca z napędem tylko elektrycznym. Wtedy trzeba uważać na przechodniów, którzy do takich ataków znienacka jeszcze nie przywykli. Widoczność z kabiny jest świetna i jazda po mieście, w naturalnym żywiole Priusa, to prawdziwa przyjemność. Żeby lepiej wczuć się w atmosferę Śląska, załadowałem do odtwarzacza płytę ze wspaniałym koncertem braci Skrzeków w klubie " Andaluzja" w Piekarach Śląskich. Blues śpiewany śląską gwarą z tekstami typu "tu wiadomo, co czorne i co biołe" to manifestacja wielkiej energii tkwiącej w ludziach stąd. Wielokrotnie walczyli o wolność. Jakoś tak pasuje mi tutaj ten Prius, który pokazuje, że ekologiczna przyszłość wcale nie musi być związana z węglem.


To jest dobre pytanie.. Mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że dla każdego, kto po prostu potrzebuje nowoczesnego samochodu o akurat takich wymiarach i osiągach. Nie trzeba zaciskać zębów w imię ideałów, nie trzeba wmawiać rodzinie, że w hybrydzie musi być dziwnie i niewygodnie. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że to auto od razu tak mi się spodoba. Może to pamięć o poprzednich, niedoskonałych modelach tak działa, może magia tego niezwykłego miejsca? Nie wiem . Może po prostu Toyota zrobiła bardzo dobry samochód, nie dobry " jak na auto ekologiczne", ale tak udany, że pozwala zapomnieć o tym, że pod maską tkwi połączenie silników spalinowego i elektrycznego bardziej skomplikowane i trudne inżyniersko od zegarka Cebestan Winch. Aż strach pomyśleć, co będzie, kiedy w Toyocie wezmą się do auta sportowego o napędzie hybrydowym, którym będzie można pojechać bokiem i zadymić z tylnych opon. Wtedy będę spokojny, że nasze dzieci nadal będą mogły czerpać przyjemność z jazdy i nie będzie to powierzchowne doznanie wynikające z tego , że właściciel elektrycznego samochodu nie musi sam wydobywać węgla do jego napędu.

1 komentarz:

  1. Witam bardzo dobry blog zapraszam również do siebie:
    http://moto-michael.blogspot.com/
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń